Jego usta ciężko napierały na moje, tym samym powodując, że trudno było mi się od niego oderwać. Czułam wszystkie emocje, które wkładał w ten pocałunek. Niepewność, złość, ból. Starał się odreagowywać to wszystko przez jeden nic nie znaczący pocałunek, a dla mnie było to niczym grom z jasnego nieba. Bo gdyby wczoraj ktoś powiedział mi, że dzisiejszej nocy będę tonąć w objęciach Prevca to serdecznie bym go wyśmiała. Oderwał się ode mnie w momencie gdy do mojej głowy napłynęła myśl, że może nie zrobił tego odruchowo, lecz podstępnie, by wykorzystać to w przyszłości. Nienawidził mnie, chciał się mnie pozbyć, a to byłby dobry powód do zmuszenia mnie, by opuścić kraj i wrócić do Austrii.
- Ja... - zmieszanie przeważało na jego twarzy. - Ja przepraszam. - wyszeptał, spoglądając niepewnie na moją osobę. Oparłam się o ścianę, przymykając oczy. Bo w głowie powstał mi cholerny mętlik, a to wszystko przez niego. - Lepiej będzie, jeśli już pójdę. - dodał, łapiąc za klamkę od drzwi i naciskając ją.
- Poczekaj. - w sekundę podbiegłam do drzwi i oparłam się o nie. - Jesteś pijany, a taksówki o tej porze wożą tłumy pijanych nastolatków. Jeśli chcesz...
- Jedyne czego teraz chcę to święty spokój. - westchnął.
- Jeśli chcesz to możesz tutaj przenocować, a rano po prostu stąd wyjdziesz. - odparłam, nie zważając na to, co powiedział. Serce mi stanęło, kiedy spojrzałam w jego smutne, zapłakane oczy. Chciałam mu pomóc, wesprzeć, doradzić, ale jak? Nie wiedziałam o nim nic, a od tak by o sobie nie zaczął opowiadać. Pokiwał głową, siląc się na uśmiech. Gestem ręki zaprosiłam go do salonu i rozkazałam usiąść na miękkiej kanapie, a sama udałam się po jakąś poduszkę i koc. Wróciłam w przeciągu kilku minut z kocem pod pachą i poduszką w dłoni. On zaś zdążył przenieść się z siedzenia do okna i stał tak, wpatrując się w pustą, oświeconą ulicę.
- Masz jakiś alkohol? - zapytał, gdy stanęłam obok niego.
- Mam trochę wina. - popatrzył na mnie, jak mały chłopiec proszący mamę o lizaka. Więc nie czekając dłużej po prostu udałam się do kuchni, gdzie stało zatkane wino sprzed popołudnia i wychodząc wzięłam jeszcze jeden kieliszek dla chłopaka. - Proszę. - postawiłam przed nim szkło i butelkę na parapecie, a ten od razu zabrał się za nalewanie sobie cieczy.
- Nie napijesz się ze mną?
- Nie, dzięki. - uśmiechnęłam się odrobinę w jego stronę.
Zaraz po nalaniu opróżnił swój kieliszek i nalał do niego jeszcze raz wina, które podobnie szybko wypił. Między nami zapadła cisza, która aż kłuła w uszy, ale nie chciałam się odzywać pierwsza. I tak ryzykowałam zdrowiem, że pozwoliłam mu zostać u siebie na noc. Rano mogą mnie wynieść w czarnym worku, gdyż jestem w swoim terytorium, ale ze swoim wrogiem.
- Wszyscy chcą mi pomagać... doradzać... wspierać.. ale tak naprawdę to gówno o mnie wiedzą. - w pewnym momencie zabrał głos, więc spojrzałam na niego i zobaczyłam to smutne spojrzenie, które widziałam, gdy stanął w drzwiach. - Trener jak zaczął się wtrącać to dostał opieprz i przestał. Chłopaki chcą pomagać, ale nawet nie umieją się do tego zabrać... A ty... ty odkąd się pojawiłaś to mieszasz się w moje życie i to nieproszenie. - obrzucił mnie chłodnym, a nawet lodowatym spojrzeniem. - Wtrącasz nos w moje sprawy, ale wiesz co jest w tym najśmieszniejszego? Że mnie to denerwuje, a zarazem mi się to podoba, bo ktoś się mną interesuje..
- Nie robię tego specjalnie Peter. Jeśli widzę problem to chcę pomóc temu człowiekowi, bo nie lubię chamstwa i egoizmu, który panoszy się na świecie w tych czasach.
- Zauważyłem, wiesz? - zaśmiał się. - Od dawna nikt się o mnie tak nie troszczył, jak ty, gdy zobaczyłaś moje ciało.. - westchnął.
- To nie troska, to moja praca. - powiedziałam.
- Wiem.. - kolejny raz westchnął, tylko tym razem odstawił kieliszek i usiadł na kanapie obok mnie.
- Możemy porozmawiać?
- Przecież właśnie to robimy.
- Ale bardziej szczerze Peter.
- Nie wiem, czy mogę z kimś o tym rozmawiać.
- A co podpowiada ci rozum z sercem?
- Serce mówi, że mogę.
- A rozum?
- A rozum, że nie znam cię na tyle, by powierzać ci swoje sekrety.
- Wybierasz radę serca, czy rozumu? - zamyślił się. - Oczywiście nie nalegam, bo nic na siłę nie można...
- Do niedawna miałem fajną rodzinę, wiesz, taka typowa kochająca się rodzinka, w której największym problemem są zafarbowane skarpetki, czy brak obiadu... - przerwał. - Niespełna rok temu mój ojciec stracił pracę i zaczął z tego powodu pić.. Wciągnął w to matkę, a to doprowadziło do tego, że jeden z moich braci trafił do rodziny zastępczej.. - otworzyłam usta, by dodać od siebie cokolwiek, lecz uniemożliwił mi to. Przyłożył palec do moich ust i pokręcił głową. Oparłam się o oparcie i wlepiłam w niego wzrok, skupiając się na tym co powiedział i co ma zamiar powiedzieć. - Od tamtego czasu dom zamienił się w melinę.. Butelki, tanie fajki, balangi pijanych bezdomnych, awantury, policja, bójki.. Mój brat, Cene.. On ma przerąbane, bo matka z ojcem ciągle się na nim wyżywają i psychicznie i fizycznie, a ja nie mogę na to patrzeć. Zawsze gdy stanę w jego obronie to mi też się dostaje..
- To stąd te wszystkie siniaki? - skinął głową. - Dlaczego nie pójdziesz z tym na policję? Przecież to przemoc, Peter.
- Bo jakby nie było to są moi rodzice. A do tego zabrali by Cene do ośrodka, a tego bym nie zniósł.
- Więc chcesz być dalej traktowany jak worek treningowy? Chcesz żeby twój brat też cierpiał?
- Robię wszystko żeby nas stamtąd wyrwać. - powiedział.
- Wszystko, czyli co? Dajesz się skopać własnemu ojcu?
- Cene jest niepełnoletni*, a ja nie mogę go od tak zabrać z domu, bo jeszcze bardziej zaszkodzę całej rodzinie. - westchnął. - Od dawna latam po urzędach i szukam jakiegoś dobrego prawnika, który da mi szanse na to, bym przejął nad nim władzę rodzicielską..
- Chcesz zaadoptować swojego brata?
- Chce mieć do niego prawa, których nie powinni mieć już nasi rodzice.
- Masz jakieś szanse?
- Mam, ale nie są zbyt duże. Problem jest w tym, że nie mam drugiej połówki, z którą mógłbym się starać o adopcję. - rzekł. - Byłoby mi wtedy o wiele łatwiej.
- Nie ma innego wyjścia?
- Niestety nie..
****
Od tamtej rozmowy minął dziś tydzień, a ja dzień w dzień myślałam o Peterze, jego problemach i wyobrażałam sobie to piekło, jakie musi przeżywać, gdy wraca do domu i katują go właśni rodzice. Miałam przed oczyma jego brata, który się boi i cierpi tak samo jak starszy Prevc. Najgorszym uczuciem było to, że choć było mi ich żal to nie mogłam nic zrobić. Nie miałam w swoich znajomych dobrych prawników, którzy by mu pomogli. Nie znałam pierwszej lepszej dziewczyny, która wyszłaby za nieznanego chłopaka dla zwykłej pomocy. Od tamtego czasu jakoś przestaliśmy na siebie warczeć. Zaczął zachowywać się taktownie, tak jak należy. Nie rzucał kąśliwych uwag, choć czasami zdarzyło się, że się pocięliśmy.
- Możecie iść się przebrać. - powiedziałam do chłopaków kiedy stanęli w rządku po zakończonych ćwiczeniach i szczerzyli się jak dzieci. - Damjan chowasz piłkę. - rozkazałam Słoweńcowi, który zaczął pogwizdywać pod nosem. - Kranjec na deserek jeszcze trzydzieści przysiadów. - zwróciłam się do drugiego Słoweńca, który też był w dziwnie dobrym nastroju.
- Muszę? - jęknął, stając obok i wyciągając ręce w przód.
- Chcesz pięćdziesiąt? - zaprzeczył. - No to do roboty Królu Złoty. - poklepałam go po plecach.
- No proszę. Ładna i jeszcze poetka. - zaśmiał się Nejc. - Może masz wolny wieczór?
- Tak się składa, że mam. - uśmiechnęłam się sardonicznie.
- Tak się składa, że ja też mam. - poruszał brwiami.
- W takim razie zaraz dostaniesz plik notatek dotyczących taktownego zachowania wobec przełożonych i jutro rano wyrecytujesz mi to bez zająknięcia. - puściłam osłupiałemu chłopakowi oczko i zbierając zeszyt z kartkami, wymieniłam spojrzenie z Prevcem.
- Czekam na dzień, w którym będziesz dla nas miła. - wysapał Damjan.
- Takie dni masz codziennie skarbie. - odparłam.
- Wolę nie wiedzieć co będzie, jak będziesz dla nas wredna. - powiedział Naglic.
- I tego się trzymajmy. - powiedziałam. - Śmigać do szatni, bo znów będzie, że was przetrzymuję.
Wszyscy zgodnie ruszyli ku wyjściu, a mnie dobiegały rozmowy jakie wymieniali ze sobą na temat tego, co mają dziś na obiad. Podekscytowany głos Jerneja, który cieszył się na wieść, że ma pulpeciki, aż drażnił uszy, gdy rozniósł się po całej sali. Zaśmiałam się tylko i również opuściłam salę uprzednio gasząc na niej światło i zamykając na klucz drzwi..
****
Wychodząc z budynku zobaczyłam Petera, który rozmawiał z kimś przez telefon, więc postanowiłam, ze do niego podejdę. W końcu musiałam z nim porozmawiać, bo znalazłam dobre wyjście z jego sytuacji i stwierdziłam, że nie mogę zwlekać z powiedzeniem tego. Byłam niespełna metr, gdy rozłączył się i słabo się do mnie uśmiechnął.
- Co jest? - zatrzymała się przed nim i spojrzałam mu w oczy. Smutne oczy. Przygnębiające oczy.
- Gadałem z prawnikiem. - rzekł. - Ale nic nowego mi nie powiedział. Stare gadanie, które znam już na pamięć.
- Peter.. - oparłam się o jego auto, spuszczając wzrok na swoje buty. - Chyba znalazłam wyjście z twojej sytuacji. - zakładając włosy za ucho, spojrzałam na niego nieśmiało.
- Jakie?
- Wyjdę za ciebie...
Od autorki:
Mamy piąteczkę. Jakie wrażenia? ^^
Zaskoczeni, że obeszło się bez pójścia do łóżka i spoliczkowania?
Miłego czytania i do następnego, buźka! ;*
czytasz - komentujesz, chcę wiedzieć ile Was jest! :*
*Cene został odmłodzony na potrzeby opowiadania.
PS. odsyłam do ankiety na samym dole, która dotyczy kolejnego opowiadania ;)